Gergeti

Gergeti

środa, 21 października 2015

Day 4. more T b i l i s i - Hostel, Racha and flea market

"Why Not? Tbilisi Legend  Hostel" - Tabukashvili street 15
While choosing this hostel we took into account the following criteria: good location, price (including breakfast!) and multiple positive comments, for example this one: "It is the best hostel in the city!" What more could we want!?


(





Snacks: vegetables, fish, cheese and meat

Delicious cheese sulgumi.

Aubergine with nuts filling. Yummy!

We sat at the table and the lady brought us a jug of damashne wine. Mmmm.
(by the way: a jug of 1,5 litre of wine cost 6 Lari = 2,40 EUR)
We ordered the following meals:
- Lobo - (1, 2 EUR) - the famous bean soup served in a clay pot,
- Ostri - (1,3 EUR) - spicy dish of beef with coriander served with georgian bread,
- Khinkali - (0,20 EUR/piece) - famous "sakcs of meat" (mentioned in Batumi)

Lobo - bean soup.

Ostri - spicy beef dish.



After a blissful meal time we moved for a walk around the city...

Characteristic 'openwork' balconies.

The famous bridge - called 'a towel' (opposite of tampon;)

Subway written in Georgian.
(as all foreign names and road signs)



The flea market on 'dry bridge'.

Paintings...

and musical instruments...

Everything! 
(inside the car ;)
"The wordrobe car" :) Highly possible that the driver
s t i l l   fits in :)



Colourful clock at the Gabriadze Theatre.



So... 

there is still  the   b e s t   to come!


The next post:  Georgian Military Road to Kazbegi - breathtaking views and places!
Please be patient :)    
Thank you!


czwartek, 15 października 2015

Dzień 4. c.d T b i l i s i - Hostel, Racza i pchli targ

"Why Not ? Tbilisi Legend Hostel" - ul. Tabukashvili 15
Wybierając ten hostel kierowałyśmy się dobrą lokalizacją, ceną - ze  śniadaniem! oraz wielokrotnością pozytywnych komentarzy m.in. iż to najlepszy hostel w mieście! 

Jesteśmy w Tbilisi! Wychodzimy uradowane ze stacji na ulicę, na plac pełen taksówek. Wciskamy się w jedną z nich. Pan taksówkarz (bez GPS'a - w stolicy!) zawozi nas na miejsce, idziemy z ciężkimi plecakami w boczną uliczkę jak wskazuje szyld - sprejem na ścianie budynku - Tabukashvili 15 oraz tabliczka "Why Not Hostel - >"
Kamienica... rudera! Uuu la la. No ale szyld jest! To tu! Trochę mroczno. "Uf, jak dobrze, że dotarłyśmy tu za dnia". Przechodzimy przez metalową furtkę, ostrożnie wchodzimy na drewniane skrzypiące schody, bojąc się czy się nie zawalą, wchodzimy na górę. Długi korytarz a na podłodze poukładane buty! I napis: "Proszę zdejmij obuwie." 
"Hee?!" Wow, mają domowe zasady! Tzn. polskie domowe zasady, nie w każdym kraju ściąga się buty jak się wchodzi do kogoś do mieszkania. "No spoko, ale ja chyba ściągnę najpierw plecak! a potem buty!"
Wchodzimy do salonu, olbrzymiego salonu wyłożonego dywanami, z bardzo wysokim sufitem i wysokimi drewnianymi schodami prowadzącymi do pokoi.
"Wow, fajowy klimat!" - "Już mi się podoba!" Po lewej stronie część salonowa; dwie sofy i stolik, po prawej duży drewniany śniadaniowy stół, a w rogu przy oknie kącik recepcji.

Zapłaciłyśmy z góry, za cztery noce ( z jedną przerwą na nocleg w Kazbegi )
Miałyśmy dla naszej piątki cały pokój sześcio osobowy. Koszt noclegu ze śniadaniem (serwowane w godz. 9-11) to 40 zł. (25 Lari). Obsługa przemiła! Warunki bardzo OK! Czysto i było wszystko co trzeba. Zajęłyśmy pokój, każda wybrała sobie łóżko ( łóżka trzy piętrowe) a po szybkim rozpakowaniu ruszyłyśmy na miasto by zjeść obiad!
W międzyczasie zapytałam się dziewczyny z recepcji - o imieniu Rebeka - gdzie można w pobliżu dobrze zjeść, (bardziej chodziło o "pobliże", bo "dobrze zjeść" to w Gruzji wszędzie!) a ona mi poleciła najstarszą karczmę w Tbilisi, niekomercyjną, nieturystyczną, z bardzo dobrym, świeżym i tanim jedzeniem. Nie była najbliżej, ale Rebeka mówiła, że musimy tam pójść! To około 15-20 minut spacerem.
"No OK, idziemy tam!"- ja zarządziłam i pokierowałam według mapy. Dziewczyny mi zaufały, chociaż po drodze miały wątpliwości czy aby na pewno dobrze prowadzę. ("Na pewno!")
Dżasta cały czas próbowała sobie przypomnieć pewną knajpę w Tbilisi, którą widziała w reportażu o Gruzji i  chciała tam koniecznie pójść a nie było czasu na szukanie po Internecie.
Tak się złożyło, że wchodząc tam Dżasta niemal krzyknęła z radości;" To jest to!" 

Racha - [czyt. racza] - W starej kamienicy, zejście z chodnika po kamiennych schodkach jakby do piwnicy. 
Ale klimat! Niski półokrągły ceglany sufit, stary bordowy dywan na  kamiennej posadzce, drewniane stoły i taborety. W oddali lada z wystawionymi daniami.
Prawdziwa tradycyjna karczma. Jakby czas się zatrzymał dwieście lat temu?


Otwarta przestrzeń na kuchnię a tam piece kaflowe, duże kotły, gliniane naczynia, sprzęt używany w innej epoce.
Menu wywieszone na ścianie, jednak tylko po Gruzińsku! (ceny - numerki arabskie)
Zaciekawione patrzymy na listę:
- "OK, to co bierzecie?" pada intrygujące pytanie.
Klaudia: "Ja biorę numer szósty od góry, fajnie brzmi! ( "jakkolwiek brzmi i cokolwiek to jest")
- Hmmm "Trójkę Panie, wybierz trójkę!" (klasyczny tekst ze Shreka - wszędzie tam, gdzie jest wybór numeryczny.)
W końcu się poddałyśmy i dziewczyny zapytały po rosyjsku panią obsługującą co jest co, a patrząc na wystawę wskazałyśmy co chcemy na przystawki: ser i sałatkę z bakłażana! 

Menu tylko po gruzińsku ;)

Świeże przystawki; ryby, ser, warzywa, mięso.


Pyszny ser sulgumi.

Bakłażan nadziewany pastą z orzechów.

Zasiadłyśmy do stołu i zaraz pani podała dzban damasznego wina. Mmniam mniam.
( swoją drogą, dzban 1,5 l wina to 6 Lari, czyli 9,60 PLN )
Do jedzenia zamówiłyśmy:
- Lobo - 3 Lari (ja, Dżasta, Michelle) - słynna zupa fasolowa podana w glinianym naczyniu, 
- Ostri  - 4 Lari (Klaudia) - ostra potrawka z mięsa wołowego z kolendrą, podawana z gruzińskim chlebem,
Chinkali -  0,60 Lari /szt (Kasia, tradycyjnie) - po kilka sztuk, ale nie mogła przejeść)

Lobo - zupa fasolowa.

Ostri - pikantna potrawka z wołowiny z kolendrą.

Oczywiście wszystkie próbowałyśmy wszystkiego... Co za smaki! Pyszności!
Ach ta konsystencja sera, orzechowe nadzienie bakłażana... Mmmm..
Nie mogłyśmy wyjść z podziwu oraz z szoku kiedy dostałyśmy rachunek. Na karteczce zapisana suma do zapłaty: 36 Lari (!!!) na 5 osób? To 7 Lari na głowę ( 11,52 zł).
"Lubię to!" 

Po błogiej uczcie czas ruszyć na spacer po mieście...

Charakerystyczne "ażurkowe" balkony.

Słynny szklany most tzw "podpaska" ;)


Subway w języku gruzińskim. 
(jak wszystkie zagraniczne nazwy oraz znaki drogowe)


Na początek poszłyśmy na "Suchy Most", na którym odbywa się pchli targ. Mówili nam, że jest on tylko w weekendy ale później słyszałyśmy, że rozkładają się tam jednak codziennie (chociaż pewnie nie wszyscy). Bardzo ciekawe miejsce; targ staroci i nie tylko, wiele stoisk z rękodziełami, obrazami o nietypowych widokach, rzeźbami, wyrobami skórzanymi czy wełnianymi. Wśród starych, zabytkowych przedmiotów można wypatrzeć prawdziwe "perełki" np. winylową płytę Beatles'ów, stare gry karciane, piękne świeczniki czy rogi do wina.

Pchli targ na "Suchym Moście."

Obrazy...

oraz instrumenty..

Wszystko ;)
Samochód - szafa. Chociaż całkiem możliwe, 
że zmieści się tam jeszcze kierowca ;)


Następnie przeszłyśmy w stronę Starego Tbilisi i zasiadłyśmy na kawę przy słynnym zegarze obok teatru lalek: Gabriadze Theatre. Gdy zegar wybijał pełną godzinę otwierało się okienko, w którym ukazywały się drewniane postacie. Na ten moment wokół tarasu kawiarni zbierał się tłum turystów, a my mimo, że miałyśmy miejsca siedzące, też musiałyśmy wstać gdyż taras był zadaszony i nie było widać okienka.

Malowniczy zegar przy teatrze lalek: Gabriadze


Wieczorem wyszłyśmy na piwo niedaleko głównej ulicy Shota Rustaveli. Spotkałyśmy się ze znajomym Klaudii - Davitem, który pochodzi z Tbilisi. Davit opowiedział nam wiele ciekawostek o swoim mieście, o Gruzji, m.in. to, że Gruzini potrafią zrobić najlepsze wino, najlepszą czaczę, ale nie potrafią zrobić dobrego piwa. Mówił o szczególnych miejscach dla Gruzinów: Kazbegi oraz Mestii. 
- "Jesteś na wysokości 2200 m n.p.m., wokół Ciebie szczyty gór, chmury na wyciągnięcie ręki, jesteś tak blisko nieba a jednocześnie jest obok kościół... Mówimy, że jesteś wtedy fizycznie najbliżej Boga." 
Słuchałyśmy go z zapartym tchem, z samej opowieści byłyśmy pod wielkim wrażeniem tego miejsca... (a na drugi dzień właśnie jechałyśmy do Kazbegi). 
Podobnie Davit podkreślił piękno i zachwyt jaki wzbudza Mestia, jak cały region Svanetii.
- "Wiele też podróżowałem, ale bez wątpienia jest to najpiękniejsze miejsce jakie widziałem..." -mówił Gruziń.

Czyli przed nami jeszcze... Najlepsze!!!


Kolejny więc dzień to Droga Wojenna do Kazbegi - przepiękne widoki i zabytki!