Gergeti

Gergeti

niedziela, 20 września 2015

Dzień 4. Pociąg do T b i l i s i / Day 4. Train to T b i l i s i

Pisząc ten tytuł od razu nasuwa się "suchar" tłumaczenia polskiego zwrotu : "Czuję pociąg do Ciebie"  - " I feel train to you" Heheheh Tak więc można sobie też tłumaczyć, że czułyśmy pociąg do Tbilisi.








Podarunki od Gruzinki ;)


Gruzini, podzielą się czym maja, pomogą, zaproszą, podarują... wszystko z czystego, dobrego serca.
Mówi się, że jeśli oni w Tobie widzą dobrego człowieka i jesteś dla nich dobry, dadzą Ci o wiele więcej niż mają... Cudowni ludzie. Do końca pobytu ich dobroć ujmowała na każdym kroku.


Dojeżdżamy do Tbilisi. Niedziela 24.Maja, 2015, godzina 13:15. Tu jest nasza "baza". Tu zagościmy dłużej. 

Kolejność działań na dziś:
hostel - obiad - spacer

Szczegóły wkrótce! :)


Day 4. Train to T b i l i s i  [EN]



A long way ahead! ( 5 hours!)





During this journey we experienced again how lovely and helpful Georgians are.
Next to me, on the other side there was one Lady (around 55 years old) sitting with two girls (around five and ten years old.) The little one was moving a lot, playing the balloon, eating cookies.
I was watching her with a smile. She was shy but smiled to me too. The Lady asked me where we were from. I said: "Polsha".
- "Oo Polsha, harasho". Although she knew that I did not speak Russian, she slowly explained me pointing to herself that she was a grandmother of the little girls and over there was her daughter travelling too. I described her the places we had already seen and wanted to see in Georgia and when I said Mestia she commented: " Aaa krasiva" (beautiful) and made the gesture of great delight. She emphasized that Mestia was the most beautiful place in Georgia! (Exactly the same thing said Laila in Kutaisi)
"Batumi - harasho, Tbilisi - harasho, Kazbegi - harasho, Mestia?! -  KRASIVA!"
Such a nice conversation little bit (!) of Russian and little bit of sign language.
Later, I played for a while with little Kati bouncing a balloon with her.
(By the way,  it is very cool toy for children in a train - a balloon, almost like a ball, but nobody  gets harm)
After a while the Lady put a mound of cookies on a napkin and gave them to me saying it was for us. I was very surprised. I said "Thank you!" in English but in a moment again in Georgian: "Madloba!" and I offered  the cookies to "my girls." They said: "Magda, where did you get it from?!" (We had only two sandwiches and one banana /each and some Polish 'kabanos'). Haha Here we have an extra meal on the board! Soo cute! I went to Justina with the cookies and reported her briefly what was happening over there in our row.
Soon as we returned to our "train trip activities"; little Kati was talking with her sister and I kept reading a book, the Lady put on my table a handful of candies. So nice! Obviously, I shared them with the girls. Michelle laughed at me, that my only "train trip activity" was eating. ( Noot true! )

Gifts from the Georgian Lady.

Georgians share with you, help you, invite you and give you everything with a pure, good heart.
It is said that if they see you are a good man and do good for them, they will give you much more than they have... Such lovely people. Till the end of our trip, on every step we experienced their kindness and hospitality. Just amazing!

We arrive at Tbilisi. Sunday 24th May, 1:15 p.m.  Here is our "base". Here we will stay a bit longer.

Our agenda still for today:
hostel - lunch - walk

More details soon! :)



sobota, 19 września 2015

Batumi - tańczące fontanny i psikus [PL] / dancing fountains and a joke [EN]



 (To zdjęcie z telefonu, no nawet wyszło :)




Za chwilę, zmienił się repertuar i puszczono piosenkę Stinga " Desert Rose"! 
(W Gruzji bardzo lubią Stinga, nasz Driver z Kutaisi miał jego kasetę i grała nam cały czas podczas jazdy)

Posłuchajcie i wyobraźcie sobie taki wieczorny pokaz...




Byłyśmy zachwycone! Razem z Michelle zaczęłyśmy się wygłupiać, tańczyć jakiś taniec artystyczny wymachując moim czerwonym szalem niczym szarfą... Cały plac, muzyka, woda, światła dla nas! 


Batumi - dancing fountains and a joke  [ENGLISH]


(This is taken by the camera in the mobile, not bad ;)




Just listen and imagine such evening show...



We were delighted! Together with Michelle we started fooling around, dancing some (our) artistic dance, waving with my red scarf. The whole square, music, water, lights only for us!





niedziela, 6 września 2015

Day 3. Batumi - sightseeing




Next to it there was a small forest of bamboo trees. 
"Wow, for the first time I can see a bamboo tree! I want to have a picture, please!" 


Yes it's me and bamboo. (Claudia also wanted a picture :)




And here each column with a different boy and his instrument ;)















We move away and sit down on the grass next to the beach. Yes, next to the stony beach there is also field of grass!
"Such relax..." -  we cherish the view of the sea and the warm air...




You could say that Batumi is famous for its variety of interesting statues and figures. Walking along the promenade you come across metal structures and funny sculptures. You cannot simply walk by indifferently and do not take a picture with them.



On the pavement you can also find elegant shoes:


They fit on each foot ;)




There is a sport version too ;)


and such lovers' figures...






It's so tasty and filling that next time we will ask:
" One adjarian Khachapuri and five forks. please.

Adjarian khachapuri.



Soon Justina and Claudia will sing on this swing ;)




















sobota, 5 września 2015

Dzień 3. Batumi - zwiedzanie




Dalej znajdował się mały lasek drzewa bambusowego. 
"Woow, pierwszy raz widzę drzewo bambusowe! Focia focia!" 


Tak, to ja :) (ale Klaudia też chciała "focie" :)

Następnie idziemy do fontanny trochę się schłodzić. Za nami "skyscraper'y" lub ich budowy. Zauważamy, że na każdej kolumnie wokół placu jest posąg chłopca grającego na innym instrumencie. "Ten gra na skrzypcach, ten na flecie, tamten na trąbce... "- a to ci ciekawe.


Każda kolumna, inny chłopiec z innym instrumentem =)


Dalej idziemy na koniec placu i napotykamy... punkt informacji turystycznej! Zachodzimy, Klaudia pyta o różne ciekawostki, także o ten wielki charakterystyczny budynek z wieżą i telebimem, na którym wyświetlana jest flaga Gruzji. Dowiadujemy się, że jest to hotel ale jeszcze trwają prace wykończeniowe. Ciekawe jak będzie wyglądać w środku skoro na zewnątrz taki "na bogato".
Idziemy dalej, z drugiej strony, patrzymy a na górze tego budynku, między piętrami jest zamontowana "karuzela" z gondolami, takie mini "London Eye" Niezła fantazja co?! Taras widokowy to za mało! Musi się kręcić i kręcić cię!


Troszkę zgłodnieliśmy, ale nie chciałyśmy zasiadać w żadnej knajpie, jako, że na obiad chciałyśmy pójść już z Dżastą i Michelle. Poszłyśmy więc do sklepu kupić jakieś przekąski; owoc, jogurt do picia, sok owocowy. Ja miałam ochotę na lody (zwykły mleczny na patyku, ale był pyszny!) Klaudia wypatrzyła przy kasie suszone "dziwne dziwy" tj.  suszony smoczy owoc, ośmiorniczki, kraby czy inne owoce morza. Fuuuj!




I tutaj jest żarcik! Potem przy obiedzie, opowiadając dziewczynom o tym co widziałyśmy, Klaudia opisuje te ciekawe, nieznane "przysmaki".
Klaudia: " (..) były takie suszone kawałki smoczego owocu (...)" 
Kasia: " Kiedyś to jadłam i smakowało jak proszek do czyszczenia piekarnika."
Cisza.
Michelle: "Kacha, skąd WIESZ jak SMAKUJE proszek do czyszczenia piekarnika?!" hahah
Kacha coś powiedziała, ale my wszystkie tak się głośno śmiałyśmy, że nie słyszałyśmy odpowiedzi.

A'propo żarcików. jeszcze z dnia poprzedniego padł zabawny tekst, kiedy dostałyśmy te piękne, czerwone róże. Zachwycone tym gestem mówimy jakie to miłe uczucie, jaki piękny gest dostać różę ot tak bez okazji. Ja śpiesząc z myślami mówię: "Kocham uwielbiać róże!" i zaraz się poprawiam:
" Oj, kocham dostawać. Hehhe kocham uwielbiać" - powtarzam, by się upewnić co ja powiedziałam. "Ależ niepoprawnie uwielbiać jako czynność, nie stan. Zabawne. Zobaczcie":
- "Co robisz w wolnym czasie?" - "Uwielbiam róże" 
- "Kiedy jest mi smutno, uwielbiam róże"
- " Dziś będę uwielbiała róże. / Dziś pouwielbiam róże? " 
Hahaha takie językowo - paradoksalne żarciki.

Wracając do naszego spaceru po Batumi, doszłyśmy do portu. Później nam powiedziano, że w sobotę i niedzielę rano są wystawiane smażalnie ryb prosto z połowu. Warto się wybrać by spróbować świeżej rybki, mimo że nam się nie udało.

Tam też przy porcie znajdował się słynny pomnik kobiety i mężczyzny. Podchodzimy do betonowej platformy gdzie umieszczone są te dwie postaci z metalowej spirali. "Noo wielkie to, hmm ciekawa konstrukcja. " (wstyd się przyznać, ale nie wyczytałyśmy wcześniej co to za posągi)



Oddalamy się i zasiadamy na trawie obok plaży. Tak, obok kamienistej plaży jest tu też trawa!  
"Ach, relaksik". Napawamy się widokiem i ciepłym powietrzem.






Można by powiedzieć, że Batumi słynie z różnych, ciekawych posągów i figurek. Idąc promenadą co chwilę napotyka się metalowe konstrukcje czy ciekawe rzeźby. Nie można przejść obok nich obojętnie i nie zrobić sobie z nimi zdjęcia.



Na chodniku można znaleźć też eleganckie buty:

 Dobre na każdego :)



Jest też wersja sportowa :)


oraz takie miłosne figurki..






Tak pyszne i sycące, że następnym razem będzie: 
- "Jedno Chaczapuri Ajaruli i 5 widelców" 


Michelle już po trzech dniach jedzenia dań mącznych poczuła tęsknotę za ogórkiem, tzn ogólnie za warzywami. Domówiła więc sałatkę grecką. Owszem jedzenie ciastowych rzeczy przez trzy dni może się znudzić. Dobre wino nie. Tak więc kolejny dzban i dobre humory na całego! Dżasta odzyskała bagaż! Wspólna ulga, radość, opowieści i żarty!

Klaudia przegląda kartę dań i mówi coś o gruzińskim specjale:
- " (...) to są orzechy w zastygniętym sosie winogronowym."
Michelle nie dosłyszała ostatniej części zdania i pyta: 
- "W jakim sosie?"
Ja jej odpowiadam: 
- "W zastygniętym."  
Hahahaha - "Oj ty ty, to usłyszałam, ale W JAKIM sosie (o jakim smaku) ?" 
- "Mówię, że w zastygniętym"  
Taki kolejny zapisany żarcik -  przymiotnik to przymiotnik. Jaki? - zastygnięty.

Dalej ruszyłyśmy na spacer by pokazać dziewczynom to co widziałyśmy wcześniej. W połowie drogi zaczęło jednak kropić i musiałyśmy zajść do jakiejś knajpy. Zanim się rozpadało zdążyłyśmy wybrać przytulną kawiarnio-restaurację z uroczym zadaszonym ogródkiem, miękkimi sofami i huśtawką! Klaudia z Dżastą szybko ją zajęły.

Dżasta i Klaudia miały huśtawkę nastrojów :D

Już najedzone, cóż mogłyśmy zamówić jak nie butelkę dobrego czerwonego wina na trawienie.
Delektując się pysznym trunkiem w eleganckiej scenerii nie straszny był nam deszcz.

-"Może jeszcze jakiś deser?" 
-"O nieee, ja już nic nie zmieszczę" - oznajmiły trzy z nas. 
Przeglądamy menu we dwie z  Michelle i padają językowe "mixy." Ja zupełnie niechcący!
"Mmm naleśniki z bananą i czekoladem..."  Haha. "Z bananĄ i czekoladEM ?"
- "Hmm z czekoladEM w środku? i ciepłą bananĄ? - kontynuujemy wygłupy. 
"Niee, może być za  s l o d k i e" 

Ja: "Hmmm to może jakieś ciasto?" 
Michelle: "O nieee tylko nie ciasto!"
Po chwili jakby zmienia zdanie... "Mmm szarlotka..."
Ja: "Ale to też ciasto". ( a miała dość ciastowego jedzenia)
Michelle: " Ale z jabłkami! W końcu ileż można jeść ciasto bez jabłek!?" 
Wszystkie w śmiech.  "Namówiłaś mnie. Dwie szarlotki na ciepło." 

Na koniec dnia, wieczorem... tańczące fontanny!
Jednak by nie przedłużać postu, zostawię wieczór do następnego wpisu.
Już niedługo!