Gergeti

Gergeti

sobota, 5 września 2015

Dzień 3. Batumi - zwiedzanie




Dalej znajdował się mały lasek drzewa bambusowego. 
"Woow, pierwszy raz widzę drzewo bambusowe! Focia focia!" 


Tak, to ja :) (ale Klaudia też chciała "focie" :)

Następnie idziemy do fontanny trochę się schłodzić. Za nami "skyscraper'y" lub ich budowy. Zauważamy, że na każdej kolumnie wokół placu jest posąg chłopca grającego na innym instrumencie. "Ten gra na skrzypcach, ten na flecie, tamten na trąbce... "- a to ci ciekawe.


Każda kolumna, inny chłopiec z innym instrumentem =)


Dalej idziemy na koniec placu i napotykamy... punkt informacji turystycznej! Zachodzimy, Klaudia pyta o różne ciekawostki, także o ten wielki charakterystyczny budynek z wieżą i telebimem, na którym wyświetlana jest flaga Gruzji. Dowiadujemy się, że jest to hotel ale jeszcze trwają prace wykończeniowe. Ciekawe jak będzie wyglądać w środku skoro na zewnątrz taki "na bogato".
Idziemy dalej, z drugiej strony, patrzymy a na górze tego budynku, między piętrami jest zamontowana "karuzela" z gondolami, takie mini "London Eye" Niezła fantazja co?! Taras widokowy to za mało! Musi się kręcić i kręcić cię!


Troszkę zgłodnieliśmy, ale nie chciałyśmy zasiadać w żadnej knajpie, jako, że na obiad chciałyśmy pójść już z Dżastą i Michelle. Poszłyśmy więc do sklepu kupić jakieś przekąski; owoc, jogurt do picia, sok owocowy. Ja miałam ochotę na lody (zwykły mleczny na patyku, ale był pyszny!) Klaudia wypatrzyła przy kasie suszone "dziwne dziwy" tj.  suszony smoczy owoc, ośmiorniczki, kraby czy inne owoce morza. Fuuuj!




I tutaj jest żarcik! Potem przy obiedzie, opowiadając dziewczynom o tym co widziałyśmy, Klaudia opisuje te ciekawe, nieznane "przysmaki".
Klaudia: " (..) były takie suszone kawałki smoczego owocu (...)" 
Kasia: " Kiedyś to jadłam i smakowało jak proszek do czyszczenia piekarnika."
Cisza.
Michelle: "Kacha, skąd WIESZ jak SMAKUJE proszek do czyszczenia piekarnika?!" hahah
Kacha coś powiedziała, ale my wszystkie tak się głośno śmiałyśmy, że nie słyszałyśmy odpowiedzi.

A'propo żarcików. jeszcze z dnia poprzedniego padł zabawny tekst, kiedy dostałyśmy te piękne, czerwone róże. Zachwycone tym gestem mówimy jakie to miłe uczucie, jaki piękny gest dostać różę ot tak bez okazji. Ja śpiesząc z myślami mówię: "Kocham uwielbiać róże!" i zaraz się poprawiam:
" Oj, kocham dostawać. Hehhe kocham uwielbiać" - powtarzam, by się upewnić co ja powiedziałam. "Ależ niepoprawnie uwielbiać jako czynność, nie stan. Zabawne. Zobaczcie":
- "Co robisz w wolnym czasie?" - "Uwielbiam róże" 
- "Kiedy jest mi smutno, uwielbiam róże"
- " Dziś będę uwielbiała róże. / Dziś pouwielbiam róże? " 
Hahaha takie językowo - paradoksalne żarciki.

Wracając do naszego spaceru po Batumi, doszłyśmy do portu. Później nam powiedziano, że w sobotę i niedzielę rano są wystawiane smażalnie ryb prosto z połowu. Warto się wybrać by spróbować świeżej rybki, mimo że nam się nie udało.

Tam też przy porcie znajdował się słynny pomnik kobiety i mężczyzny. Podchodzimy do betonowej platformy gdzie umieszczone są te dwie postaci z metalowej spirali. "Noo wielkie to, hmm ciekawa konstrukcja. " (wstyd się przyznać, ale nie wyczytałyśmy wcześniej co to za posągi)



Oddalamy się i zasiadamy na trawie obok plaży. Tak, obok kamienistej plaży jest tu też trawa!  
"Ach, relaksik". Napawamy się widokiem i ciepłym powietrzem.






Można by powiedzieć, że Batumi słynie z różnych, ciekawych posągów i figurek. Idąc promenadą co chwilę napotyka się metalowe konstrukcje czy ciekawe rzeźby. Nie można przejść obok nich obojętnie i nie zrobić sobie z nimi zdjęcia.



Na chodniku można znaleźć też eleganckie buty:

 Dobre na każdego :)



Jest też wersja sportowa :)


oraz takie miłosne figurki..






Tak pyszne i sycące, że następnym razem będzie: 
- "Jedno Chaczapuri Ajaruli i 5 widelców" 


Michelle już po trzech dniach jedzenia dań mącznych poczuła tęsknotę za ogórkiem, tzn ogólnie za warzywami. Domówiła więc sałatkę grecką. Owszem jedzenie ciastowych rzeczy przez trzy dni może się znudzić. Dobre wino nie. Tak więc kolejny dzban i dobre humory na całego! Dżasta odzyskała bagaż! Wspólna ulga, radość, opowieści i żarty!

Klaudia przegląda kartę dań i mówi coś o gruzińskim specjale:
- " (...) to są orzechy w zastygniętym sosie winogronowym."
Michelle nie dosłyszała ostatniej części zdania i pyta: 
- "W jakim sosie?"
Ja jej odpowiadam: 
- "W zastygniętym."  
Hahahaha - "Oj ty ty, to usłyszałam, ale W JAKIM sosie (o jakim smaku) ?" 
- "Mówię, że w zastygniętym"  
Taki kolejny zapisany żarcik -  przymiotnik to przymiotnik. Jaki? - zastygnięty.

Dalej ruszyłyśmy na spacer by pokazać dziewczynom to co widziałyśmy wcześniej. W połowie drogi zaczęło jednak kropić i musiałyśmy zajść do jakiejś knajpy. Zanim się rozpadało zdążyłyśmy wybrać przytulną kawiarnio-restaurację z uroczym zadaszonym ogródkiem, miękkimi sofami i huśtawką! Klaudia z Dżastą szybko ją zajęły.

Dżasta i Klaudia miały huśtawkę nastrojów :D

Już najedzone, cóż mogłyśmy zamówić jak nie butelkę dobrego czerwonego wina na trawienie.
Delektując się pysznym trunkiem w eleganckiej scenerii nie straszny był nam deszcz.

-"Może jeszcze jakiś deser?" 
-"O nieee, ja już nic nie zmieszczę" - oznajmiły trzy z nas. 
Przeglądamy menu we dwie z  Michelle i padają językowe "mixy." Ja zupełnie niechcący!
"Mmm naleśniki z bananą i czekoladem..."  Haha. "Z bananĄ i czekoladEM ?"
- "Hmm z czekoladEM w środku? i ciepłą bananĄ? - kontynuujemy wygłupy. 
"Niee, może być za  s l o d k i e" 

Ja: "Hmmm to może jakieś ciasto?" 
Michelle: "O nieee tylko nie ciasto!"
Po chwili jakby zmienia zdanie... "Mmm szarlotka..."
Ja: "Ale to też ciasto". ( a miała dość ciastowego jedzenia)
Michelle: " Ale z jabłkami! W końcu ileż można jeść ciasto bez jabłek!?" 
Wszystkie w śmiech.  "Namówiłaś mnie. Dwie szarlotki na ciepło." 

Na koniec dnia, wieczorem... tańczące fontanny!
Jednak by nie przedłużać postu, zostawię wieczór do następnego wpisu.
Już niedługo!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz