Gergeti

Gergeti

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Dzień 5. Gruzińska Droga Wojenna

Dzień 5.  25.05. 2015 Szczęśliwa piątka? I to jak!
Poniedziałek - ruszyłyśmy na wyprawę na północ Gruzji, słynną Gruzińską Drogą Wojenną. Jest to trasa łącząca Tbilisi z północną częścią Kaukazu (Władykaukaz, Osetia Północna), droga obecnie asfaltowa, jednak niegdyś - wiadomo - ziemista lub kamienista, służąca głównie przemieszczaniu się armii lub handlarzom.
Już dziś miałyśmy zobaczyć Kaukaz i ten najsłynniejszy widok z każdego przewodnika o Gruzji - kościółek Gergeti w miejscowości Kazbegi. Po drodze czekały nas jednak dodatkowe atrakcje.
To był kolejny bardzo długi dzień, pełen wrażeń i niezapomnianych widoków.

Wynajęłyśmy samochód z kierowcą. Jeszcze w Polsce Klaudia znalazła taką firmę oferującą wynajem aut oraz aut z kierowcą. Nazywa się ona "Gruzja - razem z nami Wariatami" i została założona przez Polkę, Panią Joannę i jej męża Gruzina Valeriego. Cena auta z kierowcą wynosi 80 dolarów za dzień plus paliwo.
Na pięć osób cenowo wyszło bardzo korzystnie.
Na początku planowałyśmy wynająć tylko auto, ale jednak po rozmowach i różnych opiniach doszłyśmy do wniosku, że lepiej i bezpieczniej? będzie przemieszczać się po gruzińskich drogach z gruzińskim kierowcą (i bardzo dobrze! Gruzini jeżdżą jak szaleni! więc lepiej poddać się im niż jeździć samemu nie znając ich zasad - a raczej kompletnego ich braku)
Naszym kolejnym kierowcą był Johny. (Gruzin, około piędziesiatki, tak nam się przedstawił, więc nie wiemy czy to jego prawdziwe imię, czy "ksywa") Nie mówił po angielsku, ale bardzo chętnie komunikował się z nami w języku rosyjskim. Michelle starała się tłumaczyć ale wszystkie miałyśmy ubaw w odgadywanie co mówi Johny.
Auto marki Nissan - z kierownicą po prawej stronie, sześcioosobowe, więc miałyśmy sporo miejsca dla siebie i naszych bagaży.


Mccheta - maleńka miejscowość położona w malowniczej dolinie, 10 km od Tbilisi, dawna stolica Gruzji. Znajduje się tam wielki monastyr z XI w. otoczony murami, a na wzgórzu obok malutki kościółek skąd rozpościera się przepiękny widok na całą dolinę, gdzie dwie rzeki łączą się w jedną.
Nie można się napatrzeć. Chciałoby się siedzieć i siedzieć na murach, patrzeć i podziwiać bez końca...



Monastyr w miasteczku.

A to już kościółek na wzgórzu nad Mcchetą.

Główne wejście a tuż obok...

Przepiękny, oryginalny widok:

Ta wioska nad rzeką to właśnie Mccheta. 


Klaudia ma lęk wysokości, ale odważyła się wychylić jak najdalej by zapozować do zdjęcia!



"A mnie zrób tutaj"


I wszystkie razem!





Twierdza Ananuri - forteca nad rzeką Aragwi z XVI/XVII w. Wysokie kamienne wieże, dzwonnica i maleńki kościołek z przepięknym widokiem na zielono - błękitną taflę wody.
Kolejny widok w Gruzji zapierający dech w piersiach - dosłownie!


Bez komentarza :)


Zarośnięty kościółek.

 Potężne mury obronne Ananuri.

Taki widok z drogi.


A potem taki:
;)


Później taki :)



Kolejny widok w Gruzji zapierający dech w piersiach - dosłownie!


I tutaj Johny zatrzymał auto, chętnie przejmując rolę fotografa:

(Bo żeby nie było, że zdjęcia ściągnięte z internetu, musimy być i my!)

Następnie przejeżdżaliśmy przez Gudauri - znany kurort narciarski położony na wys. ponad 2000m n.p.m. Ach, jak musi być tu pięknie zimą!


Pomnik przyjaźni gruzińsko - rosyjskiej, tuż zaraz za Gudauri.




Po godzinie czwartej dojechałyśmy do naszego celu - wioski Stepantsminda, dawniej nazwa Kazbegi.
(Kiedy w hostelu w Tbilisi rozmawiałam z innymi Polakami, powiedziałam jednemu, że słyszałam iż Kazbegi to takie nasze polskie Zakopane. On odpowiedział: "Zakopane, ale w druga stronę, bardziej dosłownie zakopane".
Faktycznie, jest to mała, biedna wioska otoczona potężnymi górami. Jej centrum to duży plac, gdzie zaparkowane są busy, taksówki - głównie auta terenowe Mitsubishi Delica - wożące przyjezdnych na górę Gergeti. Poza tym znajdują się tam jedna duża restauracja, dwa, trzy bary i sklep z upominkami.

Widok z centralnego parkingu na kościółek Gergeti i górę Kazbeg.




Hostel "HQ of Nove Sujashvili" - bardzo dobre warunki, cudowni gospodarze!

Idealne miejsce na poranną kawę... z widokiem na wioskę i podnóża gór,
 które są tak blisko! jakby na wyciągnięcie ręki...






-" Aaaaa jesteśmy tu!!!!!! 
"Tyle miesięcy oczekiwań i teraz widzimy to na własne oczy!!! Uaaaa!!!"

Okrzyki radości, podskoki, wspólny wielki uścisk! Co za radosna chwila!

Udało się!!!


(Za nami Kazbeg ;)

Widok przed nami...

Widok za nami... Kazbeg 5034m.


Wiekopomne wspólne (poważniejsze :) zdjęcia!






A potem radośnie zaczęłyśmy biec napawając się czystym powietrzem, wiatrem i widokami na około...

A oto kilka zdjęć...





Michelle kontemplująca na kamieniu wśród szczytów Kaukazu ;)








Można też wynająć konia i wjechać nim na górę.

2200 m.n.p.m

Fot. Nasza Dżasta ;) (Justyna Kochańska: Fotografia z Pasją )

Widok na wioskę Stepantsminda.. 

Fot. Justyna Kochańska

To była niezapomniana chwila... Wielka radość i wdzięczność rozpierały mnie od środka.

Przecudowne uczucie...
I chyba każdy wie i się ze mną zgodzi, jakie to są wspaniałe emocje, gdy coś na co długo czekałeś, właśnie się spełnia...

Taki oto długi, piękny, radosny i szczęśliwy był dzień Piąty.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz